Libia. Część II – rok po

libya-flagJak wygląda Libia rok po rewolucji? Trochę jak flaga obok… wyblakła i postrzępiona. Minął już rok od kiedy Libijczycy wysłali Kadafiego do „krainy wiecznych łowów” spróbuję więc opisać postęp „demokratyzacji” Libii  oraz uzupełnię swój poprzedni wpis o parę uwag.

Demokracja w zachodnim stylu wygląda w pigułce tak: ludzie się kochają i szanują, a każdy ma prawo do własnych myśli, organizuje się więc wolne wybory, ludzie wybierają kogo chcą, żeby mieć reprezentanta „swoich myśli”, wybrańcy organizują rząd, który sprawnie zarządza powierzonym mu majątkiem i „myślami” wyborców… Jest pięknie. Przynajmniej w teorii.libya-vote

W Libii prawie każdy może powiedzieć co myśli, zorganizowano więc pierwszą wolną kampanię wyborczą, taką całkiem normalna, z plakatami wyborczymi i wzniosłymi hasłami, później były wolne wybory, które obserwatorzy ocenili całkiem nieźle i to pomimo tego, że zostały na tydzień przed pierwotnym terminem przesunięte o prawie miesiąc. Po wyborach nie doszło ani do zamachów ani do krwawych porachunków… tyle tylko, że realia codziennego życia  sprowadziły większość mieszkańców na ziemię i nie jest tak różowo jak miało być.

Można przyjąć, że rząd i jego agendy bardzo słabo kontrolują (o ile kontrolują w ogóle) tereny poza Trypolisem czy Benghazi, a im dalej od miast tym ponoć gorzej. Ponoć, bo wyjazdy poza miasto, są obarczone sporym ryzykiem, więc nie jeździmy. Poza tym dopiero nie dawno libijskie władze zaczęły usuwać z miast przeróżne samozwańcze milicje i jak się łatwo domyśleć nie idzie to łatwo.  Zazwyczaj kończy się całkiem sporą strzelaniną. Raz widziałem jak z takiej akcji wracało kilkanaście samochodów pełnych ludzi oraz „sprzętu” i jak twierdzili znawcy tematu „sprzęt” mieli w wersji „na bojowo”. Demokracja jeszcze raczkuje więc czasem trzeba użyć innych argumentów niż długie dysputy i debaty, które nie koniecznie muszą zakończyć się tym czym strona rządowa by chciała. Tak czy siak trzymam kciuki za nowo wybrany rząd, bo co prawda nie głosowałem na niego (nie mam takiego prawa) to stabilny rząd gwarantuje, że odbudowa Libii ruszy z kopyta, a ja w tej odbudowie zamierzam mieć swoją małą cegiełkę 🙂

Napisałem poprzednio, że „w dzień strzałów jest zdecydowanie mniej (…). W nocy jest  gorzej…”.  Teraz napisałbym to inaczej, a że nie chcę zmieniać poprzedniego wpisu (bo szybko by się okazało, że zmieniłbym go kompletnie) to postaram się co nieco napisać poniżej.

Najpierw dostało się misji ONZ, później Czerwonemu Krzyżowi, tuż przed pierwszą datą wyborów ostrzelano samochód ambasady brytyjskiej … i to z wyrzutnika granatów, później zginął amerykański ambasador. Fakt, że wszystkie te zdarzenia miały miejsce w Benghazi, jakieś 1000 km od Trypolisu, nie oznacza, że w stolicy jest sielankowo. Jest owszem spokojniej, ale takie sytuacje się zdarzają tylko są mniej medialne.  Dajmy na to taki  20 października. Komuś coś mówi? Nie? Cóż nic dziwnego, to taka sama data jak 12 maja czy 23 lutego.

A to dzień śmierci Kadafiego i po naszej stronie Trypolisu było gorąco i nie chodzi mi o temperaturę otoczenia. Mi w takie dni instynkt podpowiada, żeby być jak najdalej jak się da od takiego miejsca, a w najgorszym razie udawać niewidzialnego. Instynkt mnie nie zawiódł … Od rana słychać było strzały i nie brzmiało to jak „happy shooting”. Koło południa mieliśmy jechać na zakupy, ale jak do dzieła wkroczyła ciężka broń maszynowa, a chwilę później do akcji dołączyło się jeszcze kilka samolotów, które użyły tego i owego co tam miały to już wszyscy wiedzieliśmy, że na zakupy pojedziemy kiedy indziej. Dla wyjaśnienia dodam, że zakupy robimy raz w tygodniu i jest to dość ważna czynność. Udawaliśmy więc niewidocznych przez cały dzień i całą noc, szczególnie że jeszcze do późna w nocy słychać było dłuższe i krótsze serie z automatów raz z lewej, raz z prawej.

libya-parts

Libia ma pewnie więcej problemów niż ja włosów na głowie, ale jeden z ważniejszych to chęć podziału kraju przez niektórych na trzy części. Po co?  Tego to pewnie nikt nie wie na pewno, więc można założyć, że pewnie chodzi o pieniądze i … ropę. Na razie nie ma jakiegoś ogromnego ciśnienia na dzielenie się, ale gdyby miało do tego dojść to pewnie skończy się kolejną wojną domową, a że Libia to kraj plemienny to nie będzie to ani krótki, ani szybki konflikt. A na dokładkę odbudowa kraju w zasadzie stanie w miejscu i tak się skończy moje „budowanie” lepszej Libii.

 

Na koniec jeszcze parę zdjęć ze zburzonego kompleksu Bab al-Azizia, wspominałem o nim poprzednio. Nie wiem jak wyglądał przed, ale to co zostało wygląda raczej smutnie i żałośnie. Fakt, była to główna siedziba Kadafiego oraz koszary jego straży przybocznej więc nie należy się dziwić za bardzo, że po zdobyciu i splądrowaniu wyrównano resztę …